Negatywne recenzje

Ostatnio spotkałam się z notatką o tym, że mało jest negatywnych recenzji i zaczęłam się zastanawiać czy to prawda. Już od dawna korciło mnie, żeby na blogu stworzyć nową kategorię - miejsce, gdzie będą pojawiały się nie recenzje, a notatki związane z książkami, więc pomyślałam, że można by poszperać w temacie "złych opinii" i założyć wreszcie dział "Blisko książek". Oto on :) Witam!

Ostatecznym impulsem do napisania była recenzja z Leona Zabookowca i komentarz pod nią "Jak miło czasem poczytać także i te zdecydowanie negatywne opinie". Czy niepochlebna opinia naprawdę jest czymś tak nietypowym? W notatce, o której wspomniałam wyżej (niestety nie mogę jej znaleźć w sieci, bo to było już ponad 2 tygodnie temu) autorka była zirytowana zachwytami przedpremierowymi, bo już nie raz się na nich zawiodła. A przecież wszyscy twierdzą, zwłaszcza blogerzy, że oceniają rzetelnie i piszą co czują, a ona sięgała po "rewelacyjną" książkę, a okazywała się przeciętna. Więc jak to jest blogosfero z tymi negatywnymi recenzjami?

W myśl zasady o zaczynaniu od siebie przejrzałam swojego bloga. I rzeczywiście - na OGRYZKACH bardzo rzadko krytykowałam całkowicie jakąś książkę, o pastwieniu się nad jakimś "stworem" literackim właściwie nie było mowy. A przecież, jak smoki kocham, nie raz trafiałam na potworki, po których rzygałam literkami. No i gdzie one są?

6979300166_tyle_ksiazekPo pierwsze - już od paru lat nie kończę książek, które mnie denerwują lub męczą. Kiedyś tak nie mogłam - zaczęłam to musiałam dokończyć. Aż doszłam do wniosku, że jest to absolutnie głupie. Przedzieram się przez jakąś pustynię fabularną, irytuję, a w tym czasie mogłabym przeczytać coś innego, co mnie będzie inspirowało! Proszę nie mylić pustyni literackiej z dżunglą (czyli literaturą ambitną). Tu ciężko i tu ciężko, ale na pustyni nic nie ma, a w dżungli - sami wiecie - trudne słowa z lian, słonie z metafor i ogólne przeżywanie. Dlaczego więc nie piszę o tych książkach? Po prostu - nie przeczytałam - nie oceniam. Wiele razy było tak, że powieść z topornym początkiem później okazywała się bardzo dobra. Po prostu czasami nie mam już siły czekać na to "dobre", ale nie mogę skreślić pozycji, której nie poznałam w całości.

Do drugie - nie zgadzam się z autorem i przez to moja ocena nie była by uczciwa. Świetnym przykładem tego jest książka "Kobieta dość doskonała" Sylwii Kubryńskiej. Ma wysoką ocenę, dużo osób się nią wprost zachwyca. Miałam wielki apetyt na tę pozycję i duże oczekiwania, a okazało się, że ja i autorka stoimy momentami po dwóch stronach barykady. Przeczytałam bardzo niewiele stron i co sobie pomyślałam to moje. Co ciekawe, czytałam sporo cytatów z tej książki i z wieloma się zgadzam, ale całość książki... no nie jest dla mnie.

Po trzecie - "boomy czytelnicze". Obserwowaliśmy to parę lat temu w czasie "Zmierzchu". Nastolatki tłumnie zaczęły czytać, a potem "mądre głowy" stwierdziły, że dno literackie, grafomaństwo. No i ze zmierzchomanii zrobił się obciach. Jeżeli coś sprawia, że nieczytający sięgają po książkę to jaka by ona nie była - siedzę cicho. Zwłaszcza jeśli chodzi o młodych czytelników. Małymi kroczkami: może taki "beniaminek" zacznie na wampirach, a skończy na "Mistrzu i Małgorzacie"? Trzeba mieć nadzieję, nawet jeśli czyta, "o święty Barnabo, moja podświadomość tańczy!"

Po czwarte - zwyczajnie mi się nie chce. Jeśli jakaś książka mnie faktycznie oburzyła, albo zdenerwowała (jak np. "Matt Hidalf") to siadam i wrednie recenzuję. Ale jak coś przeczytałam i pomyślałam "no spoko" i zapomniałam prawie od razu? Było tak ze "Stalowym sercem". Nawet fajna, ale bez fajerwerków. To zdanie to właściwie wszystko co miałabym ochotę napisać o tej książce. Przeczytałam też drugą część i to samo. Może po trzeciej mi się zachce.

No i po piąte - są od tego specjaliści ;) np. nieodżałowany, zamknięty już blog Czarne Owce Literatury. Jakby ktoś znał podobny zapodajcie linka :)

A jak jest z Wami? Piszecie negatywne recenzje?

Komentarze