Niepotrzebne zamieszanie

W jaki sposób wybieramy powieści do przeczytania? Chyba każdy ma jakieś własne kryteria wyboru: zachęcająca okładka, ulubiony autor, świetny opis na okładce, tematyka czy głośna kampania reklamowa. No i oczywiście książki polecone przez znajomych lub takie, do których przeczytania popchnęła nas dobra recenzja lub ogromna popularność książki.

Po powieść, o której teraz napiszę, sięgnęłam ze względu na jej popularność. Na jej okładce dumnie widniał napis "ponad 100 000 egzemplarzy sprzedanych w Polsce". Wiele też o niej słyszałam wcześniej, parę znajomych mi o niej mówiło, a w kinach wyświetlano film oparty na tej historii.
Wypożyczyłam książkę, otworzyłam, zaczęłam czytać... i tak przeczytałam "Coś pożyczonego" Emily Griffin.

I nie rozumiem. Naprawdę nie rozumiem tego całego BUM! wokół książek tej autorki.
Bohaterką książki jest Rachel - urocza, młoda kobieta, w której posiadanie wchodzą:
  • toksyczna przyjaciółka
  • narzeczony toksycznej przyjaciółki, absolutny męski ideał, po którym od pierwszych stron widać, że do toksycznej przyjaciółki nie pasuje
  • drobni przyjaciele  i znajomi
  • dziwny koleś, który pojawia się jako "pocieszyciel"
  • inne osobliwości przewijające się przez książkę
Akcja toczy się w okół faktu, że urocza bohaterka ląduje w łóżku z narzeczonym przyjaciółki. Nikt o tym nie wie, bohaterowie nie wiedzą co ze sobą począć, gubią się w swoich uczuciach i oczywiście wszystko się gmatwa. Zaczyna się ciekawa babska powieść. A potem autorka upraszcza sobie drogę do granic przyzwoitości.

coś pożyczonego griffin Okazuje się, że wspaniała przyjaciółka, tak naprawdę jest kłamczuchą i zazdrośnicą i już od dzieciństwa bardziej przeszkadza Rachel niż pomaga. Narzeczony był zakochany w Rachel od dawna, ale myślał, że ona go nie chce. Teraz się okazało, że jest inaczej, więc zaczynają się po kryjomu spotykać. I tak sobie płynie akcja, aż przychodzi Wielka Komplikacja, która gładko się rozwiązuje i prowadzi do szczęśliwego zakończenia.

Jak widać "Coś pożyczonego" jest książką przyjemną i lekką. Szybko się czyta, a zakończenie jest szczęśliwe. Tylko skąd cały ten szum wokół powieści Emily Griffin? "Coś pożyczonego" nie wyróżnia się niczym szczególnym, powiem więcej - denerwowało mnie to, że autorka ciągle ułatwia sobie drogę. Kiedy czytałam tę powieść kibicowałam Rachel - miała przyjaciółkę zołzę, cudowny Deks chciał być z nią tylko Darcy go ukradła. Wszystko napisane tak, aby główną bohaterkę rozgrzeszyć. O ile byłaby to ciekawsza książka, gdyby przyjaciółka była dobrym człowiekiem, a miłość niespodziewana i nagła.


Podsumowując - książka fajna, relaksująca, i mogę polecić na jesienne i zimowe wieczory, jednak zaznaczam, że jest zupełnie przeciętna i nie warta tego szumu, który wokół niej zrobiono.

Komentarze