Nowa lektura


"Moje Bullerbyn" zaciekawiło mnie najpierw tytułem. Oczywiste nawiązanie do mojej ukochanej książki z dzieciństwa musiało zwrócić moją uwagę.

Dorwałam książkę, przeczytałam i... zachwyciłam się.

Po pierwsze - okazało się, że nie ma tam żadnego bezpośredniego nawiązania do prawdziwych "Dzieci z Bullerbyn". Żadnych "co by było, gdyby", żadnego "ciąg dalszy" i przede wszystkim żadnego wzorowania się na oryginale.

Po drugie - historia opowiedziana w książce jest absolutnie "na czasie". Głowna bohaterką jest Natalia - jej rodzice wyjeżdżają do Szwecji do pracy i zabierają ją wraz z rodzeństwem ze sobą. Dziewczynka musi pogodzić się z rozłąką z przyjaciółmi i dziadkami i zrezygnować z tańca w swoim zespole. Czeka ją zupełnie nowe życie w innym państwie. Początkowo przerażona zaczyna powoli przyzwyczajać się do obcego języka, znajduje przyjaciół i uświadamia sobie, że wcale nie musi rezygnować z ukochanego hip-hopu. Musi tylko przetrwać trudny początek.

Po trzecie - w powieści oprócz tematu wyjazdu z kraju i potrzeby poradzenia sobie w nowym, nieznanym środowisku, pojawia się tam szereg innych, ważnych zagadnień, z którymi nasze dzieciaki mają styczność. Niepełnosprawność koleżanki, starość i próba poznania sąsiadki, o której plotki pełne są głupich, nieprawdziwych opowieści - to wszystko sprawia, że powieść Barbary Gawryluk jest naprawdę wartościową, wspaniałą i ciekawą książką.

Komentarze