Kapitan Marvel

      Kiedy ogłoszono, że Kapitan Marvel będzie miała swój solowy film zrobiło się małe zamieszanie. Po pierwsze miał być to pierwszy film w MCU, w którym to kobieta będzie grała pierwsze skrzypce, po drugie oczekiwano, że w związku z tym cała produkcja będzie miała wydźwięk mocno feministyczny. I jak wyszło?


      Nie można powiedzieć, żeby był to film przełomowy, najlepszy, ale na pewno nie ciągnie się też w ogonie. Teraz, kiedy seans mam już za sobą to uświadamiam sobie, że Pierwszy Film z Superbohaterką w roli tytułowej nie mógł być niczym innym jak tylko bardzo bezpiecznym obrazem. Nie wyobrażam sobie, po całej tej awanturze z niefortunnymi wypowiedziami Brie Larson, wielokrotnym podkreślaniu, że wreszcie to kobieta dostaje solowy film twórcy pozwolili sobie na ryzyko. Można sobie tylko wyobrazić wielką burzę, która przetoczyłaby się przez media, gdyby film był klapą.
 "No tak, film o babie nie mógł się udać, od razu mówiłem".
"Jasne, skoro to kobieta miała rolę tytułową to na pewno specjalnie zepsuli ten film, szowiniści jedni".

     Na szczęście, przynajmniej według mnie, historia Carol Danvers jest bardzo udana, ale "Kapitan Marvel" jest przede wszystkim... sympatyczna i familijna. Nic nie wbiło mnie w fotel, efekty były poprawne, a sama historia nie odbiegała za bardzo od tego co już znamy i widzieliśmy wcześniej.

     Największym plusem jest dla mnie kreacja głównej bohaterki - wydaje się, że Brie urodziła się do tej roli. Jej minki, półuśmiech, zadziorne spojrzenia i postawa był absolutnie bezbłędne. Carol jest jednocześnie silna i urocza. Jakiś czas temu trafiłam na recenzję, w której opisujący stwierdził, że nie da się jej lubić. Zastanawiam się - czy byliśmy na tym samym filmie? Ja najchętniej poszłabym z nią na piwo. Fantastyczna, zabawna i pewna siebie dziewczyna - nadaje się na superbohaterkę jak mało kto. Jej relacje z innymi postaciami jeszcze tylko to podkreślają. Z Furym stworzyli rewelacyjny duet, bardzo chętnie obejrzałabym jakiś dodatkowy film z tą parą. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie "Vers" w połączeniu z córką Marii - to właśnie tam było pokazane takie zwykłe, ludzkie ciepło, podkreślenie, że nawet życiowe trudności, Kree-trening oraz supermoce nie zabrały człowieczeństwa komuś tak potężnemu.   


     Jeśli zaś chodzi o innych aktorów to wiadomo, że Samuel pozamiatał, a kot powinien dostać premię. Rozczarował mnie jedynie Jude Law, ale nie dlatego, że źle zagrał. Moim zdaniem absolutnie nie pasował do roli. Jako, hmm... stoicki Yon-Rogg nie mógł użyć swojego typowego uroku i zwyczajnie mi tego brakowało. Uwielbiam go jako Dumbledora lub dr Watsona i wizerunek chłodnego dowódcy kolidował mi z tamtymi postaciami.
    
     A co do zarzutów o feministyczną stronę obrazu - no cóż... Jeżeli ktoś widzi w tym filmie anty-męską manifestację to polecam takiej osobie zająć się fizyką jądrową - wyszukiwanie mikro cząsteczek w ogromie materii naprawdę może być zajęciem dla niej. Jak dla mnie film miał bardzo proste przesłanie: Kobiety są fajne, silne i wiele potrafią. Mężczyźni też. Jeżeli nam na czymś zależy, musimy trenować, ćwiczyć i nie poddawać się. Wszyscy jesteśmy fajni. Tylko złym należy skopać tyłki. Koniec przesłania. 
     A jeśli mam kogoś postawić w kategorii "idolka dziewczynek" to w pierwszej kolejności pomyślę o Kapitan Marvel, a nie Czarnej Wdowie czy Wonder Woman.

     Jak dla mnie " Kapitan Marvel" jest solidnym filmem familijnym, na który można iść z rodziną do kina, albo obejrzeć wspólnie na kanapie w ponury wieczór. Na eksperymenty jeszcze przyjdzie czas - kto wie, może kiedyś zekranizują komiksy o korpusie Nova i tam pozwolą sobie na jakieś nowatorskie zagrania?

    W związku z "Kapitan Marvel" mam jeszcze jedno, trochę gorzkie przemyślenie. Przed seansem standardowo leciały reklamy i zapowiedzi nadchodzących premier, m.in. "Shazam" i "Hellboy". Trailery wyglądały nawet fajnie, ale ja poczułam, że ... mam już absolutnie dość filmów superhero. Nawet na film o Carol poszłam tylko dlatego, że najprawdopodobniej to właśnie ona będzie jedną z kluczowych postaci w "Avengers 4". Gdyby film pojawił się wcześniej to wolałabym go obejrzeć w domu, ale miałam świadomość, że raczej nie pojawi się legalnie do czasów premiery "Endgame". Po wielkim evencie, jakim będą kwietniowi Mściciele czekają mnie w maju "X-men" i koniec. W zaciszu domowym, w jakiś wolny wieczór - jasne czemu nie, ale do kina wybiorę się teraz na inne filmy. Po prostu mam przesyt!

Komentarze