Koty 2019 - ta jedna, która jest pozytywna

    Kiedy w zapowiedziach filmowych na początku 2019 roku pojawiły się "Koty" od razu wiedziałam, że pójdę do kina. Bardzo lubię musicale, niektóre, np. "Deszczową piosenkę" widziałam miliony razy. Niedawno za sprawą takich inicjatyw jak Studio Accantus (relacja z koncertu) lub seriali jak "Smash" (recenzja... a nie tego nie recenzowałam) zaczęłam wnikać trochę mocniej w ten rozśpiewany świat. Zaczęłam poznawać również te dzieła, które nie miały swojej filmowej adaptacji, słuchać muzyki z przedstawień, których nie widziałam i raczej nie mam szans zobaczyć. Po prostu zwyczajnie odkryłam, że za słowem "musical" kryje się o wiele więcej niż to co wie o nim "niedzielny widz" i zakochałam się w tym świecie.

    Wracając do "Kotów"... cierpliwie czekałam na czas kiedy zawitają do kin, żeby rozsiąść się w fotelu na sali i delektować filmową adaptacją. Jak wielkie było moje rozczarowanie, gdy już po samym zwiastunie spadła na obraz ogromna krytyka, a po pierwszych pokazach oceny i recenzje były bardzo, bardzo chłodne. O mały włos nie rozmyśliłam się i nie odłożyłam seansu do "kiedyś tam" w domu jak już będzie dostępny na serwisie streamingowym.
    Żeby była jasność - nie jestem ślepa - film nie jest idealny, do jego wad dojdziemy na pewno, ale całkowicie nie rozumiem tego wiadra pomyj, który na niego wylano, według mnie niezasłużenie. 

"Koty" na scenie
    Najczęstszym zarzutem jaki kierowany jest w stronę "Cats" to wygląd bohaterów - i tu nie ma złotego środka - jeśli to co widziałeś w zwiastunie Ci się podobało to będzie tak przez cały film. Jeżeli nie kupiłeś tej wizji twórców to odpuść sobie seans. Tego się nie przeskoczy. Wydaje mi się, że chciano w ten sposób nawiązać po prostu do kostiumów, w których tańczą aktorzy na deskach teatrów. Mnie się to po prostu spodobało. W większości obsada prezentowała się ciekawie, Ian McKellen jako kot wyglądał doskonale, natomiast Jennifer Hudson taki "styl" w ogóle nie pasował. I nie wiem czy to problem makijażystów lub komputerów czy po prostu taka twarz i już. Idris Elba też był fajny dopóki nie zdjął płaszcza i nie zaszczycił oczu widza kuriozalną w tym wypadku klatą z sześciopakiem.

     Zwłaszcza, że efekty wizualne są bardzo nierówne - bohaterowie są wzrostu prawdziwych kotów i tak są wpasowani w realny świat. W związku z tym widz dostaje bardzo ciekawe ujęcia - jak to kiedy Victoria z dwoma innymi kotami psoci w obcym domu (fragmenty widzimy w zwiastunie), a wszystkie elementy wokół są w normalnych rozmiarach. Z drugiej strony tanie CGI czy sceny gdzie baaardzo widać, że bohaterstwie tańczą na green screenie, a potem dorabiają im podłogę i tło, aż razi w oczy. A jestem osobą, która zwykle naprawdę nie zwraca na to uwagi.

    Fabuły nie ma. Nie było jej w brodwayowskiej sztuce, nie ma jej i w filmie. Z tym, że wystarczyłoby przeczytać przed seansem cokolwiek na ten temat, żeby o tym wiedzieć. Dlatego trochę mnie śmieszą komentarze w stylu "ten film to gigantyczna ekspozycja", bo - hej, tak miało być. Jeżeli ktoś nie doczytał przed seansem to mówi mu to nawet jeden z bohaterów na początku filmu. "Przyjdzie Wyrocznia, a my jej będziemy śpiewać o sobie o ona wybierze, który kot pójdzie do jonosfery." I to cała fabuła filmu. Można płakać, że kino to nie teatr i rządzi się swoimi prawami. Ale mam świadomość, że gdyby pododawano wątków, zmieniono historię to byłby płacz, że "świętokradztwo!". 

    Dlatego "Koty" to po prostu teledyski połączone wspólnym motywem - tylko, że kiedy szłam do kina to o tym wiedziałam. A gdybym nie wiedziała to z łatwością zrozumiałabym, że o to chodziło. I szczerze mówiąc to właśnie te teledyski zachwyciły mnie najbardziej - przy wszystkich wizualnych niedoróbkach, klatach Idrisa i innych elementach, które do mnie nie trafiły - taniec i śpiew to najmocniejsza strona filmu Toma Hoopera. 

    Francesca Hayward mnie zachwyciła, tak samo jak Robert Fairchild - tancerze baletowi, których dotąd nie oglądaliśmy w filmach. Wielkim zaskoczeniem była dla mnie Tylor Swift - nie dlatego, że dobrze zagrała, bo konwencja filmu myślę wpasowała się w to co dla niej naturalne - w show i videoklipy, ale dlatego, że pokazała charakter i, nomen omen, pazur. Jennifer Hudson trochę przeszarżowała (faktycznie mogli jej wytrzeć tego gluta), a Rebel Wilson mnie irytuje, więc ciężko mi ją ocenić, za to Corden, Derulo oraz większość obsady dobrana była znakomicie i wpasowała się w grane przez siebie kocurki. O Judi Dench i Ianie McKellenie nawet nie muszę wspominać - wiadomo, że byli znakomici i śmieszą mnie zarzuty, że "Magneto" zagrał za bardzo teatralnie. Gus był TEATRALNYM kotem, wiecie?
    No i taniec... Był wspaniały. Fantastyczna decyzja, że większa część aktorów to przede wszystkim zawodowi tancerze jest zdecydowanie ogromnym plusem filmu. Scena z kolejowym kotem - serduszka, miłość i wszystkie słodkie emoty. I tu po raz kolejny odniosę się do częstej krytyki - dziwnych gestów i ruchów aktorów - oni grali koty. Bardziej raziło mnie to kiedy obsada tego nie robiła - choćby Wilson, która postawiła bardziej na komediową część swojego występu.


    Muzycznie podobnie - chociaż osobiście nie lubię "Memories" w wykonaniu Hudosn to cała reszta - od swingującego "Mungojerrie And Rumpleteazer", przez teatralnego Gusa, aż do zadziwiająco dobrego "Beautiful ghost" jest świetna! Bardzo różnorodna i myślę, że wiele osób znajdzie chociaż jeden utwór, który trafi w ich gust. Soundtrack na pewno zagości na długo na mojej osobistej liście przebojów.


    To nie jest tak, że jestem jedyna, której ten film się podobał. Na seansie byłam z Twórczynią Kreatywności oraz Królikiem Blond  i dziewczyny również były zadowolone z tego co widziały. Z podsłuchanych rozmów innych widzów też wywnioskowałam, że są usatysfakcjonowani obrazem. Dlatego naprawdę nie rozumiem aż tak niskich ocen. Bo jak powiedziałam - to nie był film idealny, ale wiele rzeczy się udało i moim zdaniem przeważają nad tym co było złe.

    Na marginesie - gdzie są Ci wszyscy krzykacze od poprawności politycznej? Wiecie "czarnoskóra Mary Jane", "czarne elfy" itp. W "Kotach" główną rolę gra Mulatka, którą przerobili na śnieżnobiałą kotkę! I nikt nie krzyczy?

     "Koty" polecam osobom, którym podobał się zwiastun.

Komentarze