Jeśli jest się fanem Harrego Pottera i szuka podobnych książek
na pewno prędzej czy później trafi się na Matta Hidalfa. Ja też
trafiłam. I postanowiłam przeczytać pierwszą część.
No i?
Nie znoszę Matta Hidalfa! Nigdy jeszcze nie czytałam książki, której główny bohater tak bardzo mnie odrzucał. Rozpieszczony, wredny potwór przekonany o własnej wyjątkowości. Może i jest super-inteligenty, ale to sprawiło, że pycha i buta, aż wylewa się z całej tej egoistycznej postaci. I pomimo tego, że - paradoksalnie - książkę czytało mi się dobrze i szybko to już wiem, że po kolejne części na pewno nie sięgnę. Chyba, że mały cham dostanie porządną nauczkę.
Zgadzam się z tym co wyczytałam w innych recenzjach - treść to "fabularny bigos" i cały czas mam wrażenie, że powinna być jakaś wcześniejsza książka. Dużo wątków, poplątanych ze sobą, a brak jest rozwinięcia informacji, o których powinno się więcej napisać, np. czego dokładnie uczą w tej szkole?
No i Hidalf - postać tak daleka od sympatycznych, książkowych psotników, że naprawdę dziwię się, że ktoś chce mu pomóc. Chłopak się tak wywyższa i widać, że czuje się lepszy od innych... A oni go podziwiają i pomagają mu. Dostał zadanie do wykonania z dwoma innymi uczniami, a on ma to gdzieś, bo ma swój własny, egoistyczny cel. Reakcja tamtych? To przecież Matt, wybaczmy mu...
Nie, nie, nie - porównywanie Hidalfa do Pottera to wstrętna zagrywka marketingowa. "Matt Hidalf i błyskawica widmo" to dla mnie wydrukowany fanfik, w którym zmieniono tyle fabuły, żeby nie było plagiatu, ale zabito ducha oryginału i podarowano nam ten koszmarek. Im dłużej o tym piszę tym bardziej mi się nie podoba. Kończę więc i na zawsze zapominam o tym "dziele".
Polecam jednak nie przejmować się w tym wypadku moją opinią. Większość czytelników jest raczej zadowolona z lektury, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać przed wyrażeniem swojego zdania.
No i?
Nie znoszę Matta Hidalfa! Nigdy jeszcze nie czytałam książki, której główny bohater tak bardzo mnie odrzucał. Rozpieszczony, wredny potwór przekonany o własnej wyjątkowości. Może i jest super-inteligenty, ale to sprawiło, że pycha i buta, aż wylewa się z całej tej egoistycznej postaci. I pomimo tego, że - paradoksalnie - książkę czytało mi się dobrze i szybko to już wiem, że po kolejne części na pewno nie sięgnę. Chyba, że mały cham dostanie porządną nauczkę.
Zgadzam się z tym co wyczytałam w innych recenzjach - treść to "fabularny bigos" i cały czas mam wrażenie, że powinna być jakaś wcześniejsza książka. Dużo wątków, poplątanych ze sobą, a brak jest rozwinięcia informacji, o których powinno się więcej napisać, np. czego dokładnie uczą w tej szkole?
No i Hidalf - postać tak daleka od sympatycznych, książkowych psotników, że naprawdę dziwię się, że ktoś chce mu pomóc. Chłopak się tak wywyższa i widać, że czuje się lepszy od innych... A oni go podziwiają i pomagają mu. Dostał zadanie do wykonania z dwoma innymi uczniami, a on ma to gdzieś, bo ma swój własny, egoistyczny cel. Reakcja tamtych? To przecież Matt, wybaczmy mu...
Nie, nie, nie - porównywanie Hidalfa do Pottera to wstrętna zagrywka marketingowa. "Matt Hidalf i błyskawica widmo" to dla mnie wydrukowany fanfik, w którym zmieniono tyle fabuły, żeby nie było plagiatu, ale zabito ducha oryginału i podarowano nam ten koszmarek. Im dłużej o tym piszę tym bardziej mi się nie podoba. Kończę więc i na zawsze zapominam o tym "dziele".
Polecam jednak nie przejmować się w tym wypadku moją opinią. Większość czytelników jest raczej zadowolona z lektury, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać przed wyrażeniem swojego zdania.
Moja ocena: 3/10
Tytuł: Matt Hidalf i błyskawica widmo
Autor: Christophe Mauri
Wydawnictwo: Znak
Dla kogo: Nastoletni fani powieści fantastyczno-przygodowych, no i niech będzie, że fani Harrego
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentuj komentuj :)