Jakiś czas temu rozpoczęłam poszukiwania nowego serialu. Te,
które lubiłam oglądać zostały zakończone, albo stały się okropnie nudne i
przedłużane na siłę (ktoś was powinien kopnąć scenarzyści "Jak poznałem
waszą matkę"!). Poszukując trafiłam na nowy serial z Laurą Prepon (ruda
aktorka z "Różowych lat 70-tych). "Are You There, Chelsea?" okazał się
być tym czego szukałam - lekkim, zabawnym, trochę pikantnym sitcomem.
Przeglądając jego stronę internetową okazało się, że jest on na
podstawie książki. Tego nie mogłam sobie darować - po krótkiej wycieczce
po bibliotekach książka znalazła się u mnie. Zabrałam się do czytania.
"W pozycji horyzontalnej" bardzo mnie zawiodło. Bardzo, bardzo. Książka opisywana jako "bezpruderyjny, szokujący i nieprawdopodobnie zabawny (...) debiut powieściowy", okazała się być owszem bezpruderyjna, ale raczej niesmaczna i momentami chamska, czasem wywołująca półuśmiech po jakimś sarkastycznym stwierdzeniu. Fabuła książki przedstawia się mniej więcej tak: jeden rozdział - jeden facet - jeden stosunek (lub parę) - następny rozdział.
W serialu główna bohaterka jest postacią zwariowaną, złośliwą, wyzwoloną, pełną ciepła - taką, z którą chętnie by się zaprzyjaźniło. Dodatkowo towarzyszy jej grupa barwnych postaci, których nie da się nie polubić: sympatyczny barman, niewysoka kumpela, zapatrzona w siebie kelnerka (moja ulubienica:) ), stuknięty ojciec, rozhisteryzowana siostra (tu ciekawostka - w jej rolę wciela się autorka książek). Chelsea z książki to egoistyczny stwór, zapatrzony w siebie, o przyjaciołach i rodzinie tylko coś czasem napomknie, a cały dowcip książki opiera się głównie na obrażaniu innych i opisywaniu męskich narządów płciowych. Po przeczytaniu miałam tak naprawdę tylko jedną myśl - jakie to szczęście, że najpierw obejrzałam serial - po lekturze książki na pewno nie byłabym taka chętna do oglądania.
Przykro mi, ale książki nie polecam. Znalazłam gdzieś na
internecie opinię, że lepiej jest czytać w oryginale i to kolejne
części. Może faktycznie to był mój błąd, ale i tak raczej po kolejne
książki Chelsea Handler już nie sięgnę.
Polecam serial, zwłaszcza kobietom :)
"W pozycji horyzontalnej" bardzo mnie zawiodło. Bardzo, bardzo. Książka opisywana jako "bezpruderyjny, szokujący i nieprawdopodobnie zabawny (...) debiut powieściowy", okazała się być owszem bezpruderyjna, ale raczej niesmaczna i momentami chamska, czasem wywołująca półuśmiech po jakimś sarkastycznym stwierdzeniu. Fabuła książki przedstawia się mniej więcej tak: jeden rozdział - jeden facet - jeden stosunek (lub parę) - następny rozdział.
W serialu główna bohaterka jest postacią zwariowaną, złośliwą, wyzwoloną, pełną ciepła - taką, z którą chętnie by się zaprzyjaźniło. Dodatkowo towarzyszy jej grupa barwnych postaci, których nie da się nie polubić: sympatyczny barman, niewysoka kumpela, zapatrzona w siebie kelnerka (moja ulubienica:) ), stuknięty ojciec, rozhisteryzowana siostra (tu ciekawostka - w jej rolę wciela się autorka książek). Chelsea z książki to egoistyczny stwór, zapatrzony w siebie, o przyjaciołach i rodzinie tylko coś czasem napomknie, a cały dowcip książki opiera się głównie na obrażaniu innych i opisywaniu męskich narządów płciowych. Po przeczytaniu miałam tak naprawdę tylko jedną myśl - jakie to szczęście, że najpierw obejrzałam serial - po lekturze książki na pewno nie byłabym taka chętna do oglądania.

Polecam serial, zwłaszcza kobietom :)
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentuj komentuj :)