Lubię czytać książki, które
nawiązują tematem do jakiejś znanej historii. Ostatnio takich powieści
jest sporo. Na półkach księgarni stoją m.in.
- "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" - mroczna wersja "Czerwonego kapturka" (oceniona przeze mnie całkiem niedawno)
- "Miłość, Kłamstwa i Lizzie" - współczesna wersja "Dumy i uprzedzenia" (nie oceniam, bo ta powieść to taka moja mała świętość i mogłabym być niemiła)
- milion różnych wersji "Romea i Julii" - kto by zliczył ile ich jest.
Ostatnio pojawiła się nowa pozycja
tego typu - "Bestia" Alex Flinn - współczesna wersja "Pięknej i Bestii".
Przyznaję od razu - nie byłam do niej nastawiona pozytywnie. Nie dość,
że zawiodłam się na "Dziewczynie w czerwonej pelerynie", to jeszcze
popełniłam wielki błąd i obejrzałam najpierw film na podstawie książki.
Film pełen cukierkowych aktorów, spłycony do granic wytrzymałości, z
Bestią, która nie wygląda wcale na bestię. Naprawdę, jedynym plusem tego
filmu była krótka, ale za to wyrazista rola Mary-Kate Olsen (sama nie
wierzę, że to napisałam - ale to prawda).
Nie mogłam być po tym wszystkim
dobrze nastawiona do książki. I nie wiem czy to właśnie przez to
nastawienie, ale powieść... podobała mi się. Byłam mile zaskoczona
paroma pomysłami, m.in zapisem rozmów z chata, na który wchodził główny
bohater - wypowiedziało się na nim parę znanych nam z innych historii
postaci.

Na jesienne wieczory - POLECAM :)
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentuj komentuj :)