Rosół z kury domowej

Jeśli lubi się czytać literaturę dla kobiet i jeszcze do tego pracuje w bibliotece nie sposób było nie słyszeć o Nataszy Sochy. Po jej książkę "Awaria małżeńska" (napisana wspólnie z Magdaleną Witkiewicz), do tej pory ustawiają się w bibliotece kolejki. Nie miałam serca, żeby wbić się do tej kolejki, więc pokornie czekam, aż przyjdzie mój czas na tę powieść. W moje ręce wpadła jednak inna jej książka, dlatego skorzystałam z okazji, żeby wreszcie zapoznać się z twórczością Pani Nataszy.

Hmmm...

Nie tak wyobrażałam sobie jej powieści. I dlatego ciężko mi teraz uporządkować to wszystko o czym myślę po skończonej lekturze. Zacznę od najprostszego.

"Rosół z kury domowej" jest swego rodzaju ostrzeżeniem dla kobiet: CZYTAJCIE I UCZCIE SIĘ - oto co się może z wami stać, jeżeli całkowicie zaufacie mężczyźnie. Nie bądźcie kurami domowymi. Kury domowe są bezwolne, zależne wyłącznie od Pana i Władcy, a Pan i Władca to najczęściej oszust, świnia, brutal, prostak i jeszcze wiele innych wyrazów bliskoznacznych. A przynajmniej tak wynika z książki.

Niewątpliwie autorka ma talent do wpływania na emocje czytelnika. Byłego męża Wiktorii znienawidziłam od razu, niechęcią szczerą i pogłębianą z każdym zdaniem jego opisu. To samo było z każdym kolejnym mężem (oczywiście nie Wiktorii tylko innych bohaterek) - gbury, chamy i, za przeproszeniem, debile.

Pani Socha pisze bardzo ciekawie, dba o szczegóły, widać, że świat "perfekcyjnej Pani domu" zna i zrobiła z tego użytek. świetne porady, bardzo ciekawie wplątane w fabułę dodały historii pewnej autentyczności.

I chyba owa autentyczność sprawiła, że tak byłam zaskoczona "Rosołem z kury domowej". Spodziewałam się kolejnej książki do chichotania, z gatunku rozwód - minidepresja/ucieczka - szczęśliwe zakończenie. Historie Wiktorii, Lei, Judith i Mary są historiami, które dzieją się wokół nas. O kobietach, które w pewnym momencie stają się jednym ze sprzętów domowych lub workiem do wyładowywania nerwów.

Autorka nadaje całej powieści raczej humorystyczny wydźwięk, ale nie lekceważy powagi opisywanych przez siebie życiorysów bohaterek. Stara się przeanalizować to co się działo w ich życiu i wcale nie twierdzi, że to wyłączna wina ich mężów. Fakt - panowie, których poznajemy w tej książce w większości w pełni zasługują na obdarzenie ich wyżej wymienionymi przymiotnikami, ale czytelnik jest świadomy, że często początek tej sytuacji zależy od bierności, lenistwa czy wygodnictwa pań. W niczym to nie usprawiedliwia bycia wrednym jełopem - co to, to nie. Jednak widzimy, że tak naprawdę tylko jedna z nich próbuje "naprawić" swoje życie. Reszta raczej wymyśla sobie nowe cele i dąży do nich próbując się odciąć od przeszłości.

Sam temat główny - gotowanie nago - pojawia się dopiero w drugiej połowie książki i jest tym co każdej z bohaterek daje dodatkowego kopa.

Książka Nataszy Sochy naprawdę daje do myślenia. Jest kilka trafnych spostrzeżeń, parę naprawdę zabawnych stwierdzeń ("W głowie się nie mieści, ile rzeczy muszę mieć przez was w dupie") oraz zdumiewające sceny, z których nie wiadomo czy się śmieć czy łapać za głowę - jak scena kiedy ciotka wymienia Wiktorii rodzaje zabrudzeń, a kobieta podaje z głowy całe definicje wywabiania plam. Przede wszystkim jednak to książka o sile - sile, którą kobiety mają w sobie, ale żeby ją odnaleźć potrzebują wsparcia, przyjaźni lub szalonego pomysłu.

Powieść, rzecz jasna, polecam :)


Moja ocena: 7/10

Tytuł: Rosół z kury domowej
Autor: Natasza Socha
Dla kogo: dla kobiet i dla Kobiet

Komentarze

  1. Zachęcająca recenzja, muszę po "Rosół..." koniecznie sięgnąć, jak tylko ogarnę się z moim stosikiem :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentuj komentuj :)