
Tak było w przypadku książki "Sześć serc" - historii iluzjonisty, który został oskarżony przez tabloid o zabicie człowieka. Pragnie zemsty, ale, jak to w przypadku iluzjonistów, czy patrzymy w dobrą stronę?
Przez pierwszą część książki właściwie nic się nie dzieje. Poznajemy bohaterów, fabułę i generalnie jest sporo gadania i przemyśleń. Do przodu pchała mnie jednak ciekawość napędzana prologiem.
Paradoksalnie jednocześnie uważam, że zakończenie książki byłoby ciekawsze, gdyby tego prologu nie było. To przez niego od początku wiemy kim jest Matilda, kim jest Jay i do czego dąży. Nadal jednak zadajemy sobie pytanie "jak to zrobi", dlatego mimo wszystko jest interesująco.
Dużym plusem jest profesja Jaya - opowieści o jego pokazach były
fascynujące i podobało mi się, że autorka uchyliła rąbka tajemnicy
niektórych sztuczek.
Nie polubiłam za to Matildy - była dla mnie postacią irytującą i raczej
bezbarwną. Rozumiem, że miała być taką "dziewoją do uratowania", ale
było w tym wiele przesady.
L.H. Cosway nie do końca chyba wiedziała na co się zdecydować - czy pisze sensację, czy romans, czy erotyk. Sensacji trochę za mało, romans trochę nadęty i sztucznie skomplikowany, a na erotyk trochę za mało scen ;)
Mimo to wyszła z tego pomieszania książka fajna, raczej przystępna, z paroma niebanalnymi scenami. Doskonała, żeby odprężyć się w zimowy wieczór.
Moja ocena: 6,5/10
Autor: L.H. Cosway
Dla kogo: Dla babeczek, które chcą sobie coś poczytać dla odprężenia, ale żeby w książce było więcej treści niż wzdychanie do siebie bohaterów
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentuj komentuj :)