Jeden dzień na MFKiG 2017

   Na fejsbukowych grupach od tygodni pojawiały się informacje na temat tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier. Kto będzie, jakie gwiazdy, czy będą autografy? A stoiska? A zapowiedzi premier? A będzie coś można kupić przedpremierowego? Informacje były na wagę złota - prawie wszyscy czekali, wybierali się, planowali iiii... wreszcie nadszedł ten dzień.
    Na MFKiG byłam po raz pierwszy. Nie udało mi się wyczarować wolnego czasu na wszystkie trzy dni, dlatego pojechałam w sobotę.


Tak Atlas Arena prezentowała się w środku.
   W temacie komiksów nadal uważam się za początkującą, dlatego na tego typu imprezach najbardziej interesują mnie spotkania i wykłady. Kiedy przeglądam relację innych uczestników ze zdumnieniem stwierdzam, że często piszemy o zupełnie innych rzeczach. Oni piszą o zdobytych autografach czy białych krukach komiksowych, ja przeżywam historie poznanych twórców czy możliwość porozmawiania z nimi. Kiedy inni kręcą się po stoiskach wypatrując figurek do kolekcji, okazji komiksowych, trzymają miejsca na spotkanie z gwiazdą - ja latam od sali do sali, notując informacje, które starzy wyjadacze już dawno wiedzą. Byłam oczywiście w Atlas Arenie, obeszłam ją na około, kupiłam parę komiksów z lat 90-tych, pośliniłam się na widok figurek, które sobie kupię jak tylko sprzedam nerkę lub część wątroby, ale najważniejsza była dla mnie ta część festiwalu, która odbywała się w salach Stadionu Miejskiego.

     To wszystko jest dla mnie ogromnie przydatne zarówno zawodowo, jak i prywatnie. W tym roku załapałam się na "Maluchy w pelerynach - Jak wykorzystać zainteresowanie przedszkolaka superbohaterami w procesie jego rozwoju", gdzie prowadząca, co prawda Ameryki nie odkryła, ale miała kilka ciekawych spostrzeżeń, które na pewno wykorzystam w pracy.
   Po "DC Odrodzenie dla początkujących" mam co najmniej 3 strony notatek, z których na pewno zrobię w przyszłości użytek.
    Zanim jednak trafiłam na "Odrodzenie" miałam okazję obejrzeć rozmowę z laureatami konkursu im. Janusza Christy i porozmawiać z jedną z nich, z Panią Agnieszką Surmą. Nie mogę się już doczekać kiedy będę miała okazję przeczytać jej komiks i przetestować go na swoich czytelnikach :)

    Udało mi się załapać na spotkanie z Willem Simpsonem - prze-fantastycznym człowiekiem, który jest odpowiedzialny za większość rzeczy, które widzicie na ekranie oglądając "Grę o tron". Relacja z tego wywiadu będzie w osobnym wpisie.

    Zaraz po Willu, w tej samej sali, pojawił się Achde - rysownik Lucky Luka i zupełnie przykuło mnie do krzesła. Organizatorzy (lub los) zrobił uczestnikom niespodziankę i na spotkaniu pojawił się również Jul, czyli scenarzysta najnowszej części komiksu o przygodach kowboja. 
   
    Ten los pokrzyżował trochę plany prowadzącemu - dało się odczuć, że Jakub Syty był bardziej przygotowany na rozmowę z samym Achde, ale stanął na wysokości zadania i porządnie przepytał obu panów.
    Ciekawostką jest, że obydwaj twórcy początkowo w ogóle nie byli związani zawodowo ze światem komiksów. Jul był nauczycielem, specjalizował się w historii Chin, a Achde ukończył medycynę. Rysował dla dzieci w szpitalu, żeby mali pacjenci czuli się lepiej (w tym miejscu babskie westchnienie oooouuuuu).

    Dzień zakończyłam "Kajkiem i Kokoszem", czyli dyskusją o nowych przygodach sympatycznej pary z udziałem ekipy tworzącej. Było to dosyć luźne spotkanie, po którym miałam okazję rozmawiać Maciejem Kurem - szalonym scenarzystą, który nie dość, że jest odpowiedzialny za nowe części historii o słowiańskich wojach, to jeszcze jest twórcą prześmiesznej serii "Lil i Put" (muszę wreszcie zrecenzować!). W czasie rozmowy o komiksach o małoludach, po prostu wyjął z plecaka swój notatnik i pokazał mi storyboard do 4 części. Suuupeeer!
Maciej Kur - wszystkie zdjęcia są rozmazane,
bo nie ustoi nawet pół sekundy w miejscu.

    I to mnie właśnie na festiwalach najbardziej zaskakuje. Ta cała uprzejmość. Podchodzę do obcego człowieka, myślę o tym, że to bezczelność tak zaczepiać, że będzie jakieś "spływaj", a tu uśmiech, rozmowa, pomoc. "Nie ma problemu, trochę się spieszę, ale spoko nie aż tak bardzo. A możesz iść ze mną?". Gdybym jeszcze była hmmm... bardziej reprezentacyjna to może mnie by mnie to dziwiło ;)

    I ta sympatyczność nie odnosi się tylko do gości, ale również do uczestników. Mam chwilkę czasu, marzę o jakimś jedzeniu, dosiadam się do obcych ludzi. Rozmowa przychodzi naturalnie i po chwili gadamy jakbyś się znali od lat.
   - Nie czytałaś tego, musisz koniecznie...
   - A znasz...?
   - Daj zapiszę ci tytuł, żebyś nie zapomniała.
   - Wybierasz się na ..., może pójdziemy razem?

    20 minut później pędzę do sali spóźniona, bo zagadałam się z obcą osobą.
 
    Na pociąg wracamy grupą - może przyjechałam sama, ale na festiwalu wszyscy są "sami swoi", więc uczestnicy jadący w stronę Katowic to już dobrzy znajomi. W pociągu też siadamy jako grupa - jakieś tam rezerwowane miejsca nikogo nie obchodzą. Na swoim peronie wysiadam uśmiana, z zapisanymi nowymi kontaktami i znajomymi na FB.  

    W podsumowaniu dodam zaskakujący dla mnie wniosek - okazało się, że jestem geekiem/ nerdem. Uświadomiono mnie o tym fakcie w pociągu relacji Łódź - Katowice. I wiecie co? Po poznaniu tych wszystkich fantastycznych ludzi, czy to na Pyrkonie, czy teraz ma MFKiG , uważam, że to komplement.

    Już się nie mogę doczekać kolejnego festiwalu :)

Ps. Nie darowałam i w Łodzi zatrzymałam się dodatkowo, żeby obejrzeć sławną "stajnię jednorożców". No i nie dość, że nerd ze mnie to jeszcze gustu nie mam, bo mi się podobała

Komentarze

  1. Świetna relacja i wielka gratka dla fanów tejże tematyki :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentuj komentuj :)