Książki dla dzieci o jodze

        W krótkim odstępie czasu - w sierpniu 2018 roku i w lutym 2019 - dwa wydawnictwa wydały książki o jodze dla dzieci. "Joga dla najmłodszych" wydawnictwa Arkady była pierwsza, a potem Centrum Edukacji Dziecięcej zaprezentowało "Bose stópki". Obydwie pozycje zaciekawiły mnie, ponieważ zawsze chciałam jogi spróbować, nigdy jednak na żadne zajęcia nie trafiłam i o tej dyscyplinie wiedziałam tyle co widziałam w filmach. Czy w takim razie byłam osobą, która mogła z tych pozycji skorzystać?

       Przede wszystkim postanowiłam sprawdzić kim są autorzy tych książek - nie od dzisiaj wiadomo, że nasz rynek zalewa mnóstwo tworów pseudoznawców, którzy poczytali coś na Wikipedii, odbyli szybki youtubowy kurs i myślą, że wiedzą już wszystko (lub urodzili dziecko i teraz mogą już pisać poradniki). Pomyślały o tym wydawnictwa - w obydwu przypadkach znajdziemy w książce informacje kim są autorki i jakie mają doświadczenie. W przypadku Loreny Pajalungi dodatkowo można sobie znaleźć publikacje na YT, w których zaprezentowane są jej zajęcia z dziećmi. Uspokojona, że nie zrobię raczej krzywdy dzieciom zawołałam Małego Pędzika i Słonecznego Filozofa i zaczęliśmy się bawić.

O ile obydwie książki dotyczą jednego zagadnienia to podeszły do niego na różne sposoby:

    Książka Pajalungi to po prostu spis pozycji nawiązujących do zwierząt. Po jednej stronie mamy opis ćwiczenia z prostymi ilustracjami pokazującymi jak układać ciało, a druga strona to duży rysunek, który ma na celu wyjaśnienie dlaczego właśnie taki sposób "wyginania się" nawiązuje do danego przedstawiciela fauny.
     Takie podejście okazało się trafne dla Słonecznego Filozofa (obecnie lat 3,5) - łatwiej go było nakłonić do zabawy wybierając jego ulubione zwierzątka. Wiadomość, że będziemy teraz kotkami skutecznie przyciągała jego uwagę i sprawiała, że chociaż przez chwilkę trenował z nami.

    "Bose stópki" tymczasem zaproponowały nam wplecenie jogi w zabawę. Książka składa się z "jogobajek", które czytamy dzieciom i w odpowiednim momencie "udajemy" to o czym mówimy. Pierwsza "jogobajka to historia dziejąca się w dżungli, dlatego w jej trakcie słuchacze wcielają się m.in. w lwa lub jaszczurkę.
     Taki sposób nie zadziałał na Słonecznego - szybko się znudził, akurat miał coś innego do roboty, więc po pierwszych chwilach opowieści sobie poszedł. Pędzik natomiast (5,5 roku) zainteresował się obiema książkami - wygibasy i udawanie zwierząt bardziej go śmieszyły i zachęcały do wygłupów niż do poważnego treningu, ale utrzymały na dłużej w miejscu.

       Książkę Filippy Odeval  i Karin Lundstrom miałam też okazję przetestować na większej grupie dzieci i muszę przyznać, że byłam zachwycona efektem. Snucie opowieści i wspólne udawanie przy tym okazało się być rewelacyjną, spajająca grupę zabawą, która nie miała na sobie piętna zwykłego treningu. A fakt, że w tym wypadku było to coś więcej niż zwykłe wcielanie się w zwierzę spodobało się uczestnikom zajęć. Z ciekawością oglądały książkę i samodzielnie próbowały przedstawionych pozycji jogi.

      Wizualnie bardziej podoba mi się "Joga dla najmłodszych" - wydana na błyszczącym papierze, a ilustracje zwyczajnie bardziej do mnie trafiają. Dodatkowo podoba mi się sposób przedstawienia ludzi - są tacy okrąglutcy i uroczy.

 
   
      Jogi raczej uczyć nie zacznę (chociaż kto wie - "przetrenowałam", aż dwie książki, więc w uniwersum książek celebrytów jestem już na wyższym poziomie wtajemniczenia ;) ), ale z czystym sumieniem polecam obie - do wspólnej zabawy - to naprawdę fajna rozrywka. Małemu Pędzikowi zdarza się czasem nawet prosić, żeby się pobawić "w jogę".
 
  Sprawdzi się też jako fajny prezent.


Komentarze